środa, 15 lipca 2015

[Rozdział Drugi]

Rozdział Drugi 
"Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko."


Wlazłam do jakiegoś starego opuszczonego budynku, kiedy ktoś złapał mnie i przygniótł do muru po czym zacisnął dłoń przy ustach, bym nie krzyczała...Gdy usłyszałam cichy stłumiony śmiech wiedziałam, że coś się szykuje. Pomieszczenie rozbłysło się rażącym w oczy światłem, a cała gromada ludzi wrzasnęła "Witamy z powrotem". Kiedy duża spocona łapa, mojego najlepszego przyjaciele, który pełnił również funkcje nauczyciela, została zabrana z mojej zacnej twarzy wydałam z siebie okrzyk radości. Przytuliłam się z całej siły do Sebastiana.
-Tęskniłem, młoda-zaśmiał się cicho, na dźwięk mojego prychnięcia. 
-Ja też, stary
Kiedy go puściłam moi przyjaciele, wspólnicy i rywale, podeszli się przywitać, każdy osobno. Na samym końcu znalazły się jak mniemam sprawczynie całego zajścia. Obie miały głupie uśmieszki, więc moje przypuszczenia były prawdziwe. 
-Jak wyście to zaplanowały, w ogóle skąd miałyście pewność, że wejdę do tego budynku? 
-Kochanie znamy Cię na wylot to było pewne. Zawsze ten sam róg, ten sam budynek.
-Sprytnie, gratulacje. Przyznam, że na początku miałam wątpliwości czy skręciłam w dobry zaułek-zaśmiałam się.
Na moje słowa uśmiech rozświetlił ich twarze, obie mocno do mnie przyległy i raczej szybko nie zamierzały mnie puścić. Kiedy w końcu się mną nacieszyły, odeszły kawałek by pogadać z Dev'em, jednym z najlepszych tatuażystów w naszym mieście. Tylko jemu zezwalam zdobić moje ciało tuszem, mam do niego pełne zaufanie i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Zamyślona stałam w kącie i przyglądałam się całej imprezce. Poczułam czyjeś, małe ciepłe rączki na moich oczach, to nie mógł być nikt inny, niż..
-Olivia?
-Ej to nie fair, skąd wiedziałaś?-spytała oburzona
-Bo tylko ty, geniuszu, bawisz się w zgaduj zgadule
-Grrr, witaj z powrotem skarbeńku, brakowało mi ciebie-uśmiechnęła się szeroko
Zaśmiałam się i kiedy miałam jej odpowiedzieć, ktoś wcisnął mi w rękę piwo, można było się spodziewać, iż była to Rosi. Kiwnęła głową i bezgłośnie powiedziała "Bawimy się".

***

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, nie pamiętając nic z poprzedniego dnia. Sięgnęłam ręką pod poduszkę w poszukiwaniu mojego <uwaga przerwa na reklamę> samsunga galaxy, kiedy już go znalazłam i wydostałam na powierzchnie z przerażeniem stwierdziłam, że jest już grubo po szesnastej. Zdziwiona szybko wyskoczyłam z łóżka, co było moim największym błędem, gdyż ból głowy stał się nie do zniesienia. Usiadłam czekając, aż mi przejdzie, wtedy ponowiłam próbę wstania. Gdy w końcu mi się udało ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki orzeźwiający prysznic. Kiedy moje stopy dotknęły zimnych kafelek, dopadła mnie gęsia skórka, a moje ciało wstrząsnął dreszcz. Szybko owinęłam się puchatym ręcznikiem i podeszłam do lustra, gdzie oceniałam pozostałości po wczoraj. 
-Nigdy więcej nie pije-odezwałam się do swojego odbicia-Kogo ja oszukuje i tak będę pić.
Z rezygnacją zmyłam resztki makijażu i zabrałam się rozczesywania mojej biednej skołtunionej szopy. Wcisnęłam się w szlafrok i ruszyłam na dół w poszukiwaniu czegoś przeciwbólowego, będąc prawie w połowie schodów, zadzwonił dzwonek. Nie śpiesząc się podeszłam do drzwi i otworzyłam je z obojętną miną, mój niespodziewany gość to był nikt inny,jak ciotka Anna.
-Wyglądasz jak półtora nie szczęścia, młoda damo.
-Czego chcesz?-zapytałam, olewając jej słowa.
-Obiecałaś mi, że wrócisz do szkoły.
-Spokojnie, wrócę.
Przetarłam twarz rękami, po czym spojrzałam w jej ciemno zielone oczy.
-Jakoś się do tego nie śpieszysz...
Machnęłam ręką i ruszyłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i stwierdziłam, że przydałoby się iść na zakupy. Zrezygnowałam z jedzenia i zabrałam się do otwierania wszystkich szafek, w poszukiwaniu jakiś proszków. Anna usiadła się na obrotowym krześle przy wysepce kuchennej i przyglądała się moim ruchom w milczeniu. Po mojej nieudanej próbie poszukiwawczej zrezygnowana opadłam na miejsce obok ciotki, ona zaś sięgnęła do torebki i położyła na blacie tabletki i butelkę wody.
-Dziękuje
Kiwnęła głową i pośpieszyła mnie ruchem ręki, na co przewróciłam oczami i spożyłam lek. Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem i czekałam, aż zacznie monolog.
-Jutro z samego rana, biegiem lecisz do szkoły i się zapisujesz. Nie chcę słyszeć żadnych dyskusji, musisz mieć chociaż jakieś wykształcenie.-wstała i ruszyła do drzwi wyjściowych, kiedy obróciła się i dodała-A i jeszcze jedno, masz nie pić w środku tygodnia.
Usłyszałam trzask, po czym wzdychnęłam. Miła babka, tak bardzo ją kocham. Czujecie ten sarkazm? Od samego początku działała mi tylko na nerwy, zrób to, zrób tamto. To nic, że jesteś pełnoletnia, rób to co Ci każe. Po dłuższym bezcelowym siedzeniu, postanowiłam wstać z zamiarem pójścia ponownie spać. Kiedy znalazłam się w pokoju jak długa padłam na łóżko i raczej nie zanosiło się na to abym miała wstać. Po jakimś czasie wpatrywania się w sufit, w końcu zasnęłam.

***

Obudziłam się z mrożącym krew w żyłach krzykiem. Cała spocona, podniosłam się do pozycji siedzącej, próbując opanować oddech. Drżałam, znów ten cholerny koszmar...On nigdy nie odejdzie, pozostanie ze mną już na zawsze. Z moich oczu zaczęła kapać słona ciecz. To były łzy...łzy strachu, bólu, smutku, nienawiści. Musiałam zezwoliłam im płynąć, miałam dość. Tej nocy pozwoliłam, aby choć na chwile opadły wszystkie mury, które budowałam tak wiele lat. Drżącymi rękami chwyciłam za telefon leżący na szafce nocnej. Mając go już przy sobie, próbowałam odblokować ekran, co nie bardzo mi wychodziło. Po którymś razie, mogłam w końcu wybrać numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Nic. Ponowna próba. Raz, dwa...
-Luc, czy ty wiesz która jest godzina. Niektórzy ludzie o tej porze śpią...-usłyszała zaspany, ale wkurwiony głos.
-Wiem, ale...
-Czekaj, czekaj. Czy ty płaczesz? Daj mi chwilę, zaraz tam będę.
Koniec połączenia. Rzuciłam urządzeniem o ścianę i zaczęłam krzyczeć, miałam dość. Wszystkiego. Opadłam na łóżko i zaczęłam głośniej szlochać, nie cierpię tego, wręcz nienawidzię. Ktoś wszedł do pokoju, a następnie położył się obok i przyciągnął do siebie. Nie protestuje, a nawet wtulam się bardziej, w końcu czuje się bezpiecznie. Łzy nie odpuszczają dalej ciekną. Jeden z dużych palców ściera mi je z policzków.
-Już nie płacz, jestem tu. Nie zostawię Cię z tym samej.
Kiwam głową i zamykam oczy, próbuje zasnąć. Nie pamiętam jak dużo czasu minęło zanim usnęłam.

***

Budzę się, kiedy otwieram oczy od razu je zamykam, iż strasznie mnie pieką. Gdy poczułam męską rękę obejmującą mnie w pasie, wspomnienia wróciły. Rany się otworzyły. Obracam się do mojego towarzysza, po chwili spotykam jego złote oczy. 
-Przepraszam...-mówię odwracając wzrok.
-Ej, nie masz za co. Przyjaciele pomagają sobie w takich chwilach.
-Jestem słaba...
-Nie, to nie prawda. Jesteś silna, jesteś jedną z najsilniejszych osób jakie spotkałem na swojej drodze.
Na mojej twarzy pojawiła się uśmiech, lekki ale za to jak najbardziej szczery. Spoglądam na budzik, jest wpół do ósmej, muszę wykonać polecenie ciotki. Patrze w kierunku Sebastiana, on w odpowiedzi daje mi buziaka w czoło i wychodzi z pokoju. Ja zaś wstaje i kieruje się do łazienki, biorę szybki prysznic oraz wkładam ciuchy pierwsze z brzegu szafy. Po opanowaniu swojego wyglądu, zbiegam na dół, w kuchni zastaje przyjaciela, który postanowił przygotować śniadanie. Siadam przy wysepce kuchennej przyglądając się jego ruchom. Prawda kiedyś go kochałam, ale to minęło z czasem. A mówią, pierwsza miłość nigdy nie mija. 
-Aż tak bardzo Ci się podobam?-z zamyśleń wyrywam mnie roześmiany głos Sebastiana
-No oczywiście kochanie.
Puszczam mu buziaka i śmiejąc jednocześnie ze swojej głupoty, on tylko kręci głową z delikatnym uśmieszkiem. Coś knuje, ja to wiem. Patrzę podejrzliwym wzrokiem, wzruszył ramionami. Na sto procent coś mi szykuje, aż strach się bać. Stawia przede mną talerz z jajecznicą. Podczas jedzenia, żadne z nas się nie odezwało.
-Jesteś samochodem?-pytam
-Tak...?-podnosi swoją perfekcyjną brew do góry
-Mógłbyś mnie podwieźć do szkoły?
Uśmiecham się słodko, wyczekując jego odpowiedź. Udaje, że się zastanawia, ale już od samego początku wiedziałam, że i tak odpowiedź będzie pozytywna.
-Może i mógłbym-patrzę na niego spod byka-Oj, no wiesz przecież, że Cię zawiozę. Ale rusz dupę, za chwile zaczynam robotę.
Przewróciłam oczami i ruszyłam po swoją torbę. Będę musiała to jakoś przeżyć, choć nie powinno być aż tak źle. Gdy zabrałam ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy, wyszłam z domu, zamknęłam drzwi, i ruszyłam do samochodu.

***

-Przyjadę po ciebie
-Nie trzeba
-Oj cicho siedź i tak przyjadę. A poczekaj-spojrzałam na niego-muszę przecież odprowadzić moją księżniczkę, żeby jej po drodze nie porwali.
Po jego słowach strzeliłam facepalm'a i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, on za mną. Czy mówiłam, że żyje z debilami? Nie, to mówię teraz. I jak to żyć normalnie. Na odchodne przytulił mnie i dał buziola w czoło, życząc powodzenia. Wzięłam głęboki oddech i weszłam. Zadzwonił dzwonek, ależ ja mam szczęście. Ludzie przyglądali mi się z zaciekawieniem, chyba moje graffiti rzuciło im się w oczy. A może to też dlatego, iż to ja. Tak wiem jestem skromna. Ruszyłam w stronę sekretariatu, nie chcąc czekaj w bardzo długiej kolejce, po prostu podeszłam na sam początek i wrzasnęłam do Emily.
-Wróciłam, chciałabym nowy plan oraz książki. Dziękuje. 
-Widzę, że wróciłaś.-uśmiechnęła się promiennie-Twoja stara szafka, dalej nią jest. Tam są twoje książki, a tu proszę twój plan. Ta sama klasa, co wcześniej.
Odwróciłam się i napotkałam je, te przeklęte czekoladowe oczy, wpatrywały się we mnie. Próbując to zignorować, wymaszerowałam z pomieszczenia. Ruszyłam przed siebie, prosto w stronę mojej szafki. Spojrzałam na plan, pierwsza godzinna to niestety matematyka z wychowawczyni. No to będzie się działo. Wrzuciłam torbę do metalowego pudła i ruszyłam do klasy. Dzwonek. Usiadłam obok Rose i czekałam na nauczycielkę. Zjawiła się chwile później, walnęła dziennik na biuro i wypowiedziała:
-Młodzież, mamy trzy nowe osobniki w tej i tak skażonej klasie. Także no, pan Nick Levis, pan Nathana Daniels oraz pani...nie powiedzcie, że to tylko żart!
-Niestety zmartwię panią, jestem tutaj-zaśmiałam się 
-To ja może pójdę na zwolnienie? 
-Mogłaby pani-pokiwałam głową
-Dobrze, powracając do tematu, ty nie musisz się przedstawiać, także panowie...
Spojrzałam na dwóch osobników kierujących się na środek i co zobaczyłam, znów...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich. Tak właśnie jest za dziesięć 4, a ja kończę ten przeklęty rozdział. Czemu moja wena kocha noce? No ludzie, siedzę całymi dniami i nic nie mogę napisać, a jak komputer dostanie się w moje ręce w nocy to nie ma końca. Mogłabym pisać i pisać. 
Także oto dzieło mojej dzisiejszej <no i poprzedniej> nocy. 
Dziękuje Wiolcia.

sobota, 20 czerwca 2015

[Rozdział Pierwszy]

Rozdział Pierwszy
"Jesteś moim słońcem, moim dopełnieniem, Ciebie tylko Kocham, boś Ty mym pragnieniem, Żyć bez Ciebie już nie mogę, Kochaj me serce, bo ja Kocham twoje"

Wolno zmierzałam na spotkanie z przyjaciółkami, nie miałam ochoty tam iść, wolałabym zamknąć się w pokoju w moim własnym świecie z ulubioną książka. Cicho nuciłam sobie pod nosem ulubioną piosenkę 5 seconds of summer, kiedy uderzyłam o ramie jakiegoś chłopka i upadłam na mój biedny zacny tyłeczek.
-Kurwa uważaj jak łazisz, cwelu-wydarłam się na cały głos, aby mieć pewność że mnie usłyszy, tak wiem jestem wredna.
-Sama uważaj, dziwko...
Zamilkłam i zdziwiona uniosłam głowę do góry, spoglądając na przystojnego, wysokiego bruneta o czekoladowych oczach, które mogłyby mnie zahipnotyzować. Jego czarny t-shirt opinał jego mięśnie brzucha i rąk, a brązowe-czerwone spodnie za kolano podkreślały, jak mniemam jego tyłeczek...O boże o czym ja myślę...Zaśmiał się, szturchając mnie swoimi przerażająco białymi reebokami.
-Co taka zdziwiona jesteś, panienko?-specjalnie dał nacisk na ostatnie słowo, chcąc mnie zdenerwować, niestety jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, jakie będą konsekwencje tego czynu. Podniosłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz. Jak by to powiedziałam Rose, face to face.
-Zakładam, że jesteś tutaj nowy, kochanie. Niestety muszę Cię zmartwić, zadzierasz z tymi, z którymi nie powinieneś, nie mądrze...-pokręciłam głową-Radzę Ci czasem opanować złość, bo daleko nie zajdziesz.
Poszłam dalej, jednak poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim ramieniu i już sekundę później byłam przygnieciona przez tego, zjeba psychicznego do murku. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, zbyt blisko. Mogłam dostrzec swoje odbicie w jego oczach, które nie były już hipnotyzujące lecz przerażające.
-Nie mów mi co mam robić i z kim mam nie zadzierać...
Prychnęłam na jego słowa, ale go to chyba bardziej rozzłościło, gdyż sekundę później czułam, iż cegły wbijają mi się w kręgosłup. Mimo tego, że pierwszy raz od ponad 8 lat na poważnie się czegoś przestraszyłam, udawałam obojętność i spokojnie na niego patrzyłam.
-Skończyłeś, chciałabym ruszyć dalej, mam kilka spraw do załatwienia, a niestety mało czasu.
-To jeszcze nie koniec...
Puścił mnie i odszedł. Tak po prostu odwrócił się i odszedł. Zjechałam na dół i zaczęłam głęboko oddychać, próbowałam opanować oddech, lecz to na nic. Minęło dobre 10 minut zanim ruszyłam w dalszą drogę.

***

-Luc-krzyknęła mi do ucha Nina. Słodka, niska blondyneczka o zielonych oczkach. Mała, bezbronna oraz spokojna osóbka. Jej życie jest przepełnione różem i szczęściem. Różnimy się, a mimo to przyjaźnimy. Przyjrzałam się jej dzisiejszemu stroju. Szalony pomarańczowy makijaż, wianek we włosach, białe sandałki, różowy top i szare spodenki. No tak, zawsze ubierała się trochę dziwnie, ale jej to pasuje, może chociaż trochę uchodzić za psychiczną.
-Czego się drzesz, idiotko? Ludzie się gapią...
-Bo dziś jest ten dzień, tak ten wielki dzień
-Zamknij się już, ni wzbudzaj podejrzeń-pokręciłam głową, będzie trzeba ją nauczyć opanować zbędne reakcje na różne bodźce-Okey to co robimy do tego czasu?
-Może jakieś małe zakupy?-uśmiechnęła się Nina
-Wszystko, tylko nie to-wtrąciła się Rose
Młoda pokręciła głową i ruszyła w stronę centrum. Przewróciłam oczami i wraz z Rosi, ruszyłyśmy w pogoń za Nin. Spojrzałam na moją drugą przyjaciółkę, przyglądając jej się bliżej. Wysoka brunetka, umięśniona, szare oczy nie wyrażające nic prócz obojętności, podkreślone mocnym makijażem. Jak zawsze ubrana w czarne spodenki i czerwoną koszulkę na ramiączka. Na nogach, jak zawsze widniały czarne trampki. Jej nadgarstki zdobi milion bransoletek, a palce liczne pierścionki. Jej kolczyk w nosie delikatnie połyskiwał w promieniach słońca.
-Przyglądasz mi się już od ponad 5 minut, mam coś na twarzy czy jak?-spytała Moon, patrząc na mnie z ukosa.
-Kochanie, podziwiam twoją urodę-zaśmiałam się
-Za to trzeba płacić moja droga, nie ma nic za darmo-chytry uśmieszek-Proszę o moje 50 dolarów.
-Że jak?
-Nie denerwuj się, żartuję.
Szturchnęła mnie w ramię, a ja zaczęłam się śmiać jak wariatka.

***

-Czemu zawsze musicie się tak wlec?-spytała Nina, kiedy wreszcie ją dogoniłyśmy.
-Bo zawsze zapierdzielasz jak głupia...
Hill zrobiła naburmuszona minę i znów pognała do przodu. Pokręciłam głową i zaśmiałam się z jej głupoty. Centrum, jest gigantycznym przeszklonym budynkiem. W środku można by się zgubić, dosłownie. Ja kiedyś tak zrobiłam...Ale to szczegół. Nasza przyjaciółka czekała na nas przy głównym wejściu, udając lekko znudzoną.
-Dłużej nie mogłyście?
Zignorowałyśmy ją i ruszyłyśmy za nią do jej ulubionego sklepu [czas na reklamę] czyli H&M, którego właścicielką jest przyjaciółka mojej mamy to ona zajęła się mną po jej śmierci, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
-Boże, patrzcie jakie to piękne, ja muszę to mieć-zaczęła piszczeć, obawiam się że ona uzależniła się od tego, trzeba będzie ją oduczyć.
Ucichła i rzuciła się do wejścia, Rosi przewróciła oczami i skierowała się w stronę wieszaków z czarną odzieżą, a ja nie wiedząc co ze sobą począć zaczęłam przeglądać wszystko po kolei, kiedy w oczy wrzucił mi się top. Biały z napisem „Bad Girl”, co doskonale mnie opisywało, do pępka. Od razu zapragnęłam go mieć, przyda się na moją następną imprezę. Kiedy szukałam mojego rozmiaru, usłyszałam ten głos, ten cholerny głos, złapałam ciuch i rzuciłam się w stronę przymierzalni.

Rose

Przeglądałam czarne bluzki, kiedy obok mnie mignęła postać Lucy, która w bardzo szybkim tempie zmierzała do pomieszczeń w których znajdują się przymierzalnie. Zachowanie zupełnie do niej niepodobne, super zdziwiona rozejrzałam się po sklepie w poszukiwaniu czegoś co by ją doprowadziło do takiego stanu, a szczerze mówiąc mało jest takich ludzi bądź rzeczy. Osłupiałam, kiedy natrafiłam na czekoladowe tęczówki przystojnego bruneta, który śledził ją wzrokiem z chytrym uśmieszkiem, miałam ochotę zetrzeć go z jego ryja. Ruszyłam w pogoń za przyjaciółką, weszłam do jej przymierzalni i spojrzałam w jej odbicie. Na pozór była spokojna i opanowana, ale tak naprawdę była o krok od wybuchu. Nie wiem co zrobił jej ten chłopak, ale wiem to, iż jej się to nie spodobało.
-Uspokój się-szepnęłam wprost do jej ucha-To tylko zwykły pojeb, nie zasługuje na twój gniew, proszę opanuj się...
-Kurwa, zamknij się
Może i powinnam się obrazić, ale u niej takie odpowiedzi to normalka. Nie ma czym się martwić, przyzwyczaiłam się do takich słów, gdy jest wkurzona nie myśli co powinno paść z jej ust, a co nie. Cieszę się, że to ja zauważyłam tą sytuacje, a nie Nina, która zapewne usiadłaby w kącie i zaczęła płakać, ona jest za miękka za słaba dla Luc, tu trzeba zachować zimną krew. Pięści Laury zacisnęły się, czyli przymierza się do strzału. Szybka akcja wystarczyła tylko minuta, a jej dłoń już znalazła się w lustrze, ręką zalała jej się krwią, a ona sama zasyczała z nagłego bólu.
-Kurwa

Lucy

Stałam, stałam i tępo wpatrywałam się w odłamki szkła, z mojej dłoni nie miłosiernie lała się krew, ale mnie to nie ruszało. Wiele razy krwawiłam, nawet mocniej niż teraz. Do pomieszczenia wparowała Anna, kierowniczka sklepu. Zastygła patrząc na całą sytuację, po czym cicho przeklęła. Rose obawiając się, iż znów wybuchnę trzymała mnie za ramiona. Wokół nas zebrała się grupa ludzi, jak zawsze, zaczęli szeptać „Wróciła?”, „Kiedy?”, „Czego ona tu jeszcze szuka?”.
-Luc-szepnęła Rose, patrząc w przeciwną stronę-Opanuj się, jest okey...To nic, spokojnie-mówiła i mówiła, ale ja słyszałam tylko szepty, te cholerne szepty.
-Zamknąć się, wszyscy...-wrzasnęłam
Ucichło wszystko, nawet uspokajając głos Moon, jednak w tle było słychać muzyczkę, która nie pogardziłaby żadna winda. W uszach czułam pulsowanie krwi.
-Laura do mojego gabinetu, już!
Jeszcze przez chwilę stałam i tępo patrzyłam przed siebie. Otrząsnęłam się i ruszyłam za nią z dumnie uniesioną głową. Kiedy znalazłyśmy się już w gabinecie Anny, wskazała mi fotel naprzeciwko jej biurka i nakazała mi usiąść. Posłusznie siadłam i wyłączyłam się ze świata, kompletnie nie słuchając co do mnie mówi.
-Czy ty w ogóle słuchasz co ja do ciebie mówię?-kiwnęłam głową na znak, że jej słucham-Tak, więc jak mówiłam takie sytuacje nie mogą się powtórzyć-kontynuowała, chyba mi wierząc-To, że po śmierci twojej matki, wychowywałam Cię, nie daje Ci żadnych...
-Skończ, nigdy więcej nie wspominaj mi o niej-wstałam i wyszłam trzaskając drzwi.
Moje przyjaciółki patrzyły się na mnie, Rose ze zrozumieniem, zaś Nina z niedowierzaniem. Zlałam je i ruszyłam do wyjścia. Następnie pędząc do Starbucks'a, minęłam się z tymi pojebanymi czekoladowymi oczami.

***

Noc, zawsze ją wolałam od dnia, wszędzie ciemno i cicho. Nikt nie widzi tego co robisz, nawet jeśli słychać wstrząsanie sprejami wszyscy to ignorują. Właśnie tak, właśnie stoimy z dziewczynami przy ratuszu i robimy graffiti, to znaczy Nina stoi na czatach, a ja z Rose malujemy ścianę. Co to będzie? Gigantyczny czerwono czarny napis „Wróciłam”. Jest przed 3 w nocy, prawie kończymy, z oddali słychać radiowóz, ktoś zadzwonił i na nas doniósł. Czas się zmywać, jeszcze ostatnie poprawki i jest pięknie.


-Wiejemy, jedzcie samochodem, ja odciągnę ich uwagę-rzuciłam Rose kluczyki i wybiegłam na środek ulicy i zaczęłam biec przed siebie. Skręciłam w jakąś uliczkę i zerwałam szybkim ruchem kominiarkę z głowy. Wlazłam do jakiegoś starego opuszczonego budynku, kiedy ktoś złapał mnie i przygniótł do muru i zacisnął dłoń przy ustach, bym nie krzyczała...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich, po dość długiej przerwie. Oto moje prawie miesięczne wypociny, czyli rozdział pierwszy. Następny postaram się dodać szybciej, gdyż będę miała więcej wolnego czasu. Dziękuje, każdej osobie która czekała, aż coś się pojawi. A szczególnie mojej Lucy, gdyby nie ty, rozdział pewnie byłby jeszcze później. Tak, wiem jest milion błędów, dlatego też poszukuje korektora tekstów. Jednakże mam nadzieje, że podoba wam się ten oto rozdział.
Dziękuje Wiolcia.



czwartek, 28 maja 2015

[Prolog]

Prolog
"Prawdziwa miłość oznacza,że zależy ci na szczęściu drugiego człowieka bardziej niż na własnym, bez względu na to, przed jak bolesnymi wyborami stajesz."

Czy się załamałam? Nie, ale przestałam ufać ludziom, a zwłaszcza tej jednej płci, mężczyznom. Przestałam wierzyć w prawdziwą miłość...Miłość co to tak naprawdę jest? Uczucie, które darzymy bliską nam osobę, które niknie po jakimś czasie? Po co nam ono? Do wylewania miliona łez po stracie tej osoby? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania. Nazywam się Laura Biley i mam 18 lat, a oto moja historia...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Witam wszystkich, którzy zawitali na mojego bloga :) Od razu mówię, że nie jestem świetną pisarką i wiem, że to wszystko jest amatorskie, jednak chciałam zobaczyć co z tego wszystkiego wyjdzie. Pisaniem zajmuję się od ponad roku, jednak szybko stało się to moją pasją i uzupełnieniem czasu. Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad założeniem tego bloga i w końcu się przełamałam. Mam nadzieje, że wam się podoba i będziecie czekać na więcej.
Dziękuję Wiolcia.

środa, 27 maja 2015

[Bohaterowie]

Laura Biley 


Imię i Nazwisko: Laura Biley
Ksywka: Lucy
Wiek:18 lat
Rodzina: Brak
Pochodzenie: Matka Koreanka, Ojciec Amerykanin <xD>
Zainteresowania: Taniec, Tatuaże
Pasja: Motocykle
Pozycja: Szef 
**
Kolor Oczu: Błękitne
Kolor Włosów: Brązowe
Poziom IQ: Wysoki
Inne cechy: niska, wyszczekana, obojętna, chłodna, chamska, uparta

Nathan Daniels


Imię i Nazwisko: Nathan Daniels
Ksywka: Bestia
Wiek: 19 lat
Rodzina: Rodzice *nie utrzymują kontaktów*, Przyrodni Brat
Pochodzenie: Amerykańskie
Zainteresowania: Dziary, Metalowe kółeczka *i inne*
Pasja: Motocykle
***
Kolor Oczu: Czekoladowe
Kolor Włosów: Brąz
Poziom IQ: Wysoki
Inne cechy: wysoki, chamski, arogancki, gburowaty, niekulturalny

Rose Moon


Imię i Nazwisko: Rose Moon
Ksywka: Ruda
Wiek: 18 lat
Rodzina: Nieznana *wychowana w domu dziecka*
Pochodzenie: Nieznane *prawdopodobnie Koreańskie*
Zainteresowania: Taniec, Kolczyki
Pasja: Motocykle
Pozycja: Prawa Ręka
***
Kolor Oczu: Szare 
Kolor Włosów: Brunetka
Poziom IQ: Wysoki
Inne cechy: wysoka, umięśniona, zarozumiała, chamska, pewna siebie

Nina Allen


Imię i Nazwisko: Nina Allen 
Ksywka: Minnie <czytaj Mini>
Wiek: 17 lat
Rodzina: Rodzice *nieznani*, Siostra
Pochodzenia: Amerykańskie
Zainteresowania: Rysunek, Fotografia
Pasja: Taniec
Pozycja: Brak
***
Kolor Oczu: Szare 
Kolor Włosów: Blond
Poziom IQ: Średni
Inne cechy: niska, słodka, nieszkodliwa, miła, przepełniona szczęściem

Sebastian Brown


Imię i Nazwisko: Sebastian Brown
Ksywka: Alien
Wiek: 20 lat
Rodzina: Ojciec *nie utrzymują kontaktów*, Matka zmarła, Przyrodni Brat
Pochodzenie: Amerykańskie
Zainteresowania: Kolczyki, Taniec
Pasja: Motocykle
Pozycja: Lewa Ręka
***
Kolor Oczu: Złote
Kolor Włosów: Blond
Poziom IQ: Wysoki
Inne cechy: wysoki, umięśniony, wysportowany, uparty, dąży do wyznaczonego celu

Reszta bohaterów:

Anna, właścicielka H&M, ona wychowała Laurę, po śmierci jej rodziców.

Kate, starsza siostra Niny. Denerwująca dziunia, spała praktycznie z każdym.

Nick, przyjaciel Nathana. Razem z nim przyjechał do Denver w poszukiwaniu jego brata.

Dev, tatuażysta. Jeden z najlepszych w mieście, to on dziarał Laurę i Rose, należy do ich "paczki".

Olivia, piercerka. Pracuje w salonie Dev'a, koła Rose. Również należy do ich paczki.


Nowi bohaterowie będą dodawani, wraz z czasem pojawienia się w opowiadaniu :)
Wiolcia.