środa, 15 lipca 2015

[Rozdział Drugi]

Rozdział Drugi 
"Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, znaczy, że żyjesz. Pogódź się z tym mała dziewczynko."


Wlazłam do jakiegoś starego opuszczonego budynku, kiedy ktoś złapał mnie i przygniótł do muru po czym zacisnął dłoń przy ustach, bym nie krzyczała...Gdy usłyszałam cichy stłumiony śmiech wiedziałam, że coś się szykuje. Pomieszczenie rozbłysło się rażącym w oczy światłem, a cała gromada ludzi wrzasnęła "Witamy z powrotem". Kiedy duża spocona łapa, mojego najlepszego przyjaciele, który pełnił również funkcje nauczyciela, została zabrana z mojej zacnej twarzy wydałam z siebie okrzyk radości. Przytuliłam się z całej siły do Sebastiana.
-Tęskniłem, młoda-zaśmiał się cicho, na dźwięk mojego prychnięcia. 
-Ja też, stary
Kiedy go puściłam moi przyjaciele, wspólnicy i rywale, podeszli się przywitać, każdy osobno. Na samym końcu znalazły się jak mniemam sprawczynie całego zajścia. Obie miały głupie uśmieszki, więc moje przypuszczenia były prawdziwe. 
-Jak wyście to zaplanowały, w ogóle skąd miałyście pewność, że wejdę do tego budynku? 
-Kochanie znamy Cię na wylot to było pewne. Zawsze ten sam róg, ten sam budynek.
-Sprytnie, gratulacje. Przyznam, że na początku miałam wątpliwości czy skręciłam w dobry zaułek-zaśmiałam się.
Na moje słowa uśmiech rozświetlił ich twarze, obie mocno do mnie przyległy i raczej szybko nie zamierzały mnie puścić. Kiedy w końcu się mną nacieszyły, odeszły kawałek by pogadać z Dev'em, jednym z najlepszych tatuażystów w naszym mieście. Tylko jemu zezwalam zdobić moje ciało tuszem, mam do niego pełne zaufanie i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Zamyślona stałam w kącie i przyglądałam się całej imprezce. Poczułam czyjeś, małe ciepłe rączki na moich oczach, to nie mógł być nikt inny, niż..
-Olivia?
-Ej to nie fair, skąd wiedziałaś?-spytała oburzona
-Bo tylko ty, geniuszu, bawisz się w zgaduj zgadule
-Grrr, witaj z powrotem skarbeńku, brakowało mi ciebie-uśmiechnęła się szeroko
Zaśmiałam się i kiedy miałam jej odpowiedzieć, ktoś wcisnął mi w rękę piwo, można było się spodziewać, iż była to Rosi. Kiwnęła głową i bezgłośnie powiedziała "Bawimy się".

***

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, nie pamiętając nic z poprzedniego dnia. Sięgnęłam ręką pod poduszkę w poszukiwaniu mojego <uwaga przerwa na reklamę> samsunga galaxy, kiedy już go znalazłam i wydostałam na powierzchnie z przerażeniem stwierdziłam, że jest już grubo po szesnastej. Zdziwiona szybko wyskoczyłam z łóżka, co było moim największym błędem, gdyż ból głowy stał się nie do zniesienia. Usiadłam czekając, aż mi przejdzie, wtedy ponowiłam próbę wstania. Gdy w końcu mi się udało ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki orzeźwiający prysznic. Kiedy moje stopy dotknęły zimnych kafelek, dopadła mnie gęsia skórka, a moje ciało wstrząsnął dreszcz. Szybko owinęłam się puchatym ręcznikiem i podeszłam do lustra, gdzie oceniałam pozostałości po wczoraj. 
-Nigdy więcej nie pije-odezwałam się do swojego odbicia-Kogo ja oszukuje i tak będę pić.
Z rezygnacją zmyłam resztki makijażu i zabrałam się rozczesywania mojej biednej skołtunionej szopy. Wcisnęłam się w szlafrok i ruszyłam na dół w poszukiwaniu czegoś przeciwbólowego, będąc prawie w połowie schodów, zadzwonił dzwonek. Nie śpiesząc się podeszłam do drzwi i otworzyłam je z obojętną miną, mój niespodziewany gość to był nikt inny,jak ciotka Anna.
-Wyglądasz jak półtora nie szczęścia, młoda damo.
-Czego chcesz?-zapytałam, olewając jej słowa.
-Obiecałaś mi, że wrócisz do szkoły.
-Spokojnie, wrócę.
Przetarłam twarz rękami, po czym spojrzałam w jej ciemno zielone oczy.
-Jakoś się do tego nie śpieszysz...
Machnęłam ręką i ruszyłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i stwierdziłam, że przydałoby się iść na zakupy. Zrezygnowałam z jedzenia i zabrałam się do otwierania wszystkich szafek, w poszukiwaniu jakiś proszków. Anna usiadła się na obrotowym krześle przy wysepce kuchennej i przyglądała się moim ruchom w milczeniu. Po mojej nieudanej próbie poszukiwawczej zrezygnowana opadłam na miejsce obok ciotki, ona zaś sięgnęła do torebki i położyła na blacie tabletki i butelkę wody.
-Dziękuje
Kiwnęła głową i pośpieszyła mnie ruchem ręki, na co przewróciłam oczami i spożyłam lek. Spojrzałam na nią nieprzytomnym wzrokiem i czekałam, aż zacznie monolog.
-Jutro z samego rana, biegiem lecisz do szkoły i się zapisujesz. Nie chcę słyszeć żadnych dyskusji, musisz mieć chociaż jakieś wykształcenie.-wstała i ruszyła do drzwi wyjściowych, kiedy obróciła się i dodała-A i jeszcze jedno, masz nie pić w środku tygodnia.
Usłyszałam trzask, po czym wzdychnęłam. Miła babka, tak bardzo ją kocham. Czujecie ten sarkazm? Od samego początku działała mi tylko na nerwy, zrób to, zrób tamto. To nic, że jesteś pełnoletnia, rób to co Ci każe. Po dłuższym bezcelowym siedzeniu, postanowiłam wstać z zamiarem pójścia ponownie spać. Kiedy znalazłam się w pokoju jak długa padłam na łóżko i raczej nie zanosiło się na to abym miała wstać. Po jakimś czasie wpatrywania się w sufit, w końcu zasnęłam.

***

Obudziłam się z mrożącym krew w żyłach krzykiem. Cała spocona, podniosłam się do pozycji siedzącej, próbując opanować oddech. Drżałam, znów ten cholerny koszmar...On nigdy nie odejdzie, pozostanie ze mną już na zawsze. Z moich oczu zaczęła kapać słona ciecz. To były łzy...łzy strachu, bólu, smutku, nienawiści. Musiałam zezwoliłam im płynąć, miałam dość. Tej nocy pozwoliłam, aby choć na chwile opadły wszystkie mury, które budowałam tak wiele lat. Drżącymi rękami chwyciłam za telefon leżący na szafce nocnej. Mając go już przy sobie, próbowałam odblokować ekran, co nie bardzo mi wychodziło. Po którymś razie, mogłam w końcu wybrać numer. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty. Nic. Ponowna próba. Raz, dwa...
-Luc, czy ty wiesz która jest godzina. Niektórzy ludzie o tej porze śpią...-usłyszała zaspany, ale wkurwiony głos.
-Wiem, ale...
-Czekaj, czekaj. Czy ty płaczesz? Daj mi chwilę, zaraz tam będę.
Koniec połączenia. Rzuciłam urządzeniem o ścianę i zaczęłam krzyczeć, miałam dość. Wszystkiego. Opadłam na łóżko i zaczęłam głośniej szlochać, nie cierpię tego, wręcz nienawidzię. Ktoś wszedł do pokoju, a następnie położył się obok i przyciągnął do siebie. Nie protestuje, a nawet wtulam się bardziej, w końcu czuje się bezpiecznie. Łzy nie odpuszczają dalej ciekną. Jeden z dużych palców ściera mi je z policzków.
-Już nie płacz, jestem tu. Nie zostawię Cię z tym samej.
Kiwam głową i zamykam oczy, próbuje zasnąć. Nie pamiętam jak dużo czasu minęło zanim usnęłam.

***

Budzę się, kiedy otwieram oczy od razu je zamykam, iż strasznie mnie pieką. Gdy poczułam męską rękę obejmującą mnie w pasie, wspomnienia wróciły. Rany się otworzyły. Obracam się do mojego towarzysza, po chwili spotykam jego złote oczy. 
-Przepraszam...-mówię odwracając wzrok.
-Ej, nie masz za co. Przyjaciele pomagają sobie w takich chwilach.
-Jestem słaba...
-Nie, to nie prawda. Jesteś silna, jesteś jedną z najsilniejszych osób jakie spotkałem na swojej drodze.
Na mojej twarzy pojawiła się uśmiech, lekki ale za to jak najbardziej szczery. Spoglądam na budzik, jest wpół do ósmej, muszę wykonać polecenie ciotki. Patrze w kierunku Sebastiana, on w odpowiedzi daje mi buziaka w czoło i wychodzi z pokoju. Ja zaś wstaje i kieruje się do łazienki, biorę szybki prysznic oraz wkładam ciuchy pierwsze z brzegu szafy. Po opanowaniu swojego wyglądu, zbiegam na dół, w kuchni zastaje przyjaciela, który postanowił przygotować śniadanie. Siadam przy wysepce kuchennej przyglądając się jego ruchom. Prawda kiedyś go kochałam, ale to minęło z czasem. A mówią, pierwsza miłość nigdy nie mija. 
-Aż tak bardzo Ci się podobam?-z zamyśleń wyrywam mnie roześmiany głos Sebastiana
-No oczywiście kochanie.
Puszczam mu buziaka i śmiejąc jednocześnie ze swojej głupoty, on tylko kręci głową z delikatnym uśmieszkiem. Coś knuje, ja to wiem. Patrzę podejrzliwym wzrokiem, wzruszył ramionami. Na sto procent coś mi szykuje, aż strach się bać. Stawia przede mną talerz z jajecznicą. Podczas jedzenia, żadne z nas się nie odezwało.
-Jesteś samochodem?-pytam
-Tak...?-podnosi swoją perfekcyjną brew do góry
-Mógłbyś mnie podwieźć do szkoły?
Uśmiecham się słodko, wyczekując jego odpowiedź. Udaje, że się zastanawia, ale już od samego początku wiedziałam, że i tak odpowiedź będzie pozytywna.
-Może i mógłbym-patrzę na niego spod byka-Oj, no wiesz przecież, że Cię zawiozę. Ale rusz dupę, za chwile zaczynam robotę.
Przewróciłam oczami i ruszyłam po swoją torbę. Będę musiała to jakoś przeżyć, choć nie powinno być aż tak źle. Gdy zabrałam ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy, wyszłam z domu, zamknęłam drzwi, i ruszyłam do samochodu.

***

-Przyjadę po ciebie
-Nie trzeba
-Oj cicho siedź i tak przyjadę. A poczekaj-spojrzałam na niego-muszę przecież odprowadzić moją księżniczkę, żeby jej po drodze nie porwali.
Po jego słowach strzeliłam facepalm'a i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, on za mną. Czy mówiłam, że żyje z debilami? Nie, to mówię teraz. I jak to żyć normalnie. Na odchodne przytulił mnie i dał buziola w czoło, życząc powodzenia. Wzięłam głęboki oddech i weszłam. Zadzwonił dzwonek, ależ ja mam szczęście. Ludzie przyglądali mi się z zaciekawieniem, chyba moje graffiti rzuciło im się w oczy. A może to też dlatego, iż to ja. Tak wiem jestem skromna. Ruszyłam w stronę sekretariatu, nie chcąc czekaj w bardzo długiej kolejce, po prostu podeszłam na sam początek i wrzasnęłam do Emily.
-Wróciłam, chciałabym nowy plan oraz książki. Dziękuje. 
-Widzę, że wróciłaś.-uśmiechnęła się promiennie-Twoja stara szafka, dalej nią jest. Tam są twoje książki, a tu proszę twój plan. Ta sama klasa, co wcześniej.
Odwróciłam się i napotkałam je, te przeklęte czekoladowe oczy, wpatrywały się we mnie. Próbując to zignorować, wymaszerowałam z pomieszczenia. Ruszyłam przed siebie, prosto w stronę mojej szafki. Spojrzałam na plan, pierwsza godzinna to niestety matematyka z wychowawczyni. No to będzie się działo. Wrzuciłam torbę do metalowego pudła i ruszyłam do klasy. Dzwonek. Usiadłam obok Rose i czekałam na nauczycielkę. Zjawiła się chwile później, walnęła dziennik na biuro i wypowiedziała:
-Młodzież, mamy trzy nowe osobniki w tej i tak skażonej klasie. Także no, pan Nick Levis, pan Nathana Daniels oraz pani...nie powiedzcie, że to tylko żart!
-Niestety zmartwię panią, jestem tutaj-zaśmiałam się 
-To ja może pójdę na zwolnienie? 
-Mogłaby pani-pokiwałam głową
-Dobrze, powracając do tematu, ty nie musisz się przedstawiać, także panowie...
Spojrzałam na dwóch osobników kierujących się na środek i co zobaczyłam, znów...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich. Tak właśnie jest za dziesięć 4, a ja kończę ten przeklęty rozdział. Czemu moja wena kocha noce? No ludzie, siedzę całymi dniami i nic nie mogę napisać, a jak komputer dostanie się w moje ręce w nocy to nie ma końca. Mogłabym pisać i pisać. 
Także oto dzieło mojej dzisiejszej <no i poprzedniej> nocy. 
Dziękuje Wiolcia.