Rozdział
Pierwszy
"Jesteś
moim słońcem, moim dopełnieniem, Ciebie tylko Kocham, boś Ty mym
pragnieniem, Żyć bez Ciebie już nie mogę, Kochaj me serce, bo ja
Kocham twoje"
Wolno
zmierzałam na spotkanie z przyjaciółkami, nie
miałam ochoty tam iść, wolałabym zamknąć się w pokoju w moim
własnym świecie z ulubioną książka. Cicho nuciłam sobie pod
nosem ulubioną piosenkę 5
seconds of summer,
kiedy uderzyłam o ramie jakiegoś chłopka i upadłam na mój biedny
zacny tyłeczek.
-Kurwa
uważaj jak łazisz, cwelu-wydarłam się na cały głos, aby mieć
pewność że mnie usłyszy, tak wiem jestem wredna.
-Sama
uważaj, dziwko...
Zamilkłam
i zdziwiona uniosłam głowę do góry, spoglądając na
przystojnego, wysokiego bruneta o czekoladowych oczach, które
mogłyby mnie zahipnotyzować. Jego czarny t-shirt opinał jego
mięśnie brzucha i rąk, a
brązowe-czerwone spodnie za kolano podkreślały, jak mniemam jego
tyłeczek...O boże o czym ja myślę...Zaśmiał się, szturchając
mnie swoimi przerażająco białymi reebokami.
-Co
taka zdziwiona jesteś, panienko?-specjalnie dał nacisk na ostatnie
słowo, chcąc mnie zdenerwować, niestety jeszcze wtedy nie zdawał
sobie sprawy, jakie będą konsekwencje tego czynu. Podniosłam się
i stanęłam z nim twarzą w twarz. Jak by to powiedziałam Rose,
face to face.
-Zakładam,
że jesteś tutaj nowy, kochanie. Niestety muszę Cię zmartwić,
zadzierasz z tymi, z którymi nie powinieneś, nie
mądrze...-pokręciłam głową-Radzę Ci czasem opanować złość,
bo daleko nie zajdziesz.
Poszłam
dalej, jednak poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim ramieniu
i już sekundę później byłam przygnieciona przez tego, zjeba
psychicznego do murku. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko
mojej, zbyt blisko. Mogłam dostrzec swoje odbicie w jego oczach,
które nie były już hipnotyzujące lecz przerażające.
-Nie
mów mi co mam robić i z kim mam nie zadzierać...
Prychnęłam
na jego słowa, ale go to chyba bardziej rozzłościło, gdyż
sekundę później czułam, iż cegły wbijają mi się w kręgosłup.
Mimo tego, że pierwszy raz od ponad 8 lat na poważnie się czegoś
przestraszyłam, udawałam obojętność i spokojnie na niego
patrzyłam.
-Skończyłeś,
chciałabym ruszyć dalej, mam kilka spraw do załatwienia, a
niestety mało czasu.
-To
jeszcze nie koniec...
Puścił
mnie i odszedł. Tak po prostu odwrócił się i odszedł. Zjechałam
na dół i zaczęłam głęboko oddychać, próbowałam opanować
oddech, lecz to na nic. Minęło dobre 10 minut zanim ruszyłam w
dalszą drogę.
***
-Luc-krzyknęła
mi do ucha Nina. Słodka, niska blondyneczka o zielonych oczkach.
Mała, bezbronna oraz spokojna osóbka. Jej życie jest przepełnione
różem i szczęściem. Różnimy się, a mimo to przyjaźnimy.
Przyjrzałam się jej dzisiejszemu stroju. Szalony pomarańczowy
makijaż, wianek we włosach, białe sandałki, różowy top i szare
spodenki. No tak, zawsze ubierała się trochę dziwnie, ale jej to
pasuje, może chociaż trochę uchodzić za psychiczną.
-Czego
się drzesz, idiotko? Ludzie się gapią...
-Bo
dziś jest ten dzień, tak ten wielki dzień
-Zamknij
się już, ni wzbudzaj podejrzeń-pokręciłam głową, będzie
trzeba ją nauczyć opanować zbędne reakcje na różne bodźce-Okey
to co robimy do tego czasu?
-Może
jakieś małe zakupy?-uśmiechnęła się Nina
-Wszystko,
tylko nie to-wtrąciła się Rose
Młoda
pokręciła głową i ruszyła w stronę centrum. Przewróciłam
oczami i wraz z Rosi, ruszyłyśmy w pogoń za Nin. Spojrzałam na
moją drugą przyjaciółkę, przyglądając jej się bliżej. Wysoka
brunetka, umięśniona, szare oczy nie wyrażające nic prócz
obojętności, podkreślone mocnym makijażem. Jak zawsze ubrana w
czarne spodenki i czerwoną koszulkę na ramiączka. Na nogach, jak
zawsze widniały czarne trampki. Jej nadgarstki zdobi milion
bransoletek, a palce liczne pierścionki. Jej
kolczyk w nosie delikatnie połyskiwał w promieniach słońca.
-Przyglądasz
mi się już od ponad 5 minut, mam coś na twarzy czy jak?-spytała
Moon, patrząc na mnie z ukosa.
-Kochanie,
podziwiam twoją urodę-zaśmiałam się
-Za
to trzeba płacić moja droga, nie ma nic za darmo-chytry
uśmieszek-Proszę o moje 50 dolarów.
-Że
jak?
-Nie
denerwuj się, żartuję.
Szturchnęła
mnie w ramię, a ja zaczęłam się śmiać jak wariatka.
***
-Czemu
zawsze musicie się tak wlec?-spytała Nina, kiedy wreszcie ją
dogoniłyśmy.
-Bo
zawsze zapierdzielasz jak głupia...
Hill
zrobiła naburmuszona minę i znów pognała do przodu. Pokręciłam
głową i zaśmiałam się z jej głupoty. Centrum, jest gigantycznym
przeszklonym budynkiem. W środku można by się zgubić, dosłownie.
Ja kiedyś tak zrobiłam...Ale to szczegół. Nasza przyjaciółka
czekała na nas przy głównym wejściu, udając lekko znudzoną.
-Dłużej
nie mogłyście?
Zignorowałyśmy
ją i ruszyłyśmy za nią do jej ulubionego sklepu [czas na reklamę]
czyli H&M, którego właścicielką jest przyjaciółka mojej
mamy to ona zajęła się mną po jej śmierci, za co jestem jej
bardzo wdzięczna.
-Boże,
patrzcie jakie to piękne, ja muszę to mieć-zaczęła piszczeć,
obawiam się że ona uzależniła się od tego, trzeba będzie ją
oduczyć.
Ucichła
i rzuciła się do wejścia, Rosi przewróciła oczami i skierowała
się w stronę wieszaków z czarną odzieżą, a ja nie wiedząc co
ze sobą począć zaczęłam przeglądać wszystko po kolei, kiedy w
oczy wrzucił mi się top. Biały z napisem „Bad Girl”, co
doskonale mnie opisywało, do pępka. Od razu zapragnęłam go mieć,
przyda się na moją następną imprezę. Kiedy szukałam mojego
rozmiaru, usłyszałam ten głos, ten cholerny głos, złapałam
ciuch i rzuciłam się w stronę przymierzalni.
Rose
Przeglądałam
czarne bluzki, kiedy obok mnie mignęła postać Lucy, która w
bardzo szybkim tempie zmierzała do pomieszczeń w których znajdują
się przymierzalnie. Zachowanie zupełnie do niej niepodobne, super
zdziwiona rozejrzałam się po sklepie w poszukiwaniu czegoś co by
ją doprowadziło do takiego stanu, a szczerze mówiąc mało jest
takich ludzi bądź rzeczy. Osłupiałam, kiedy natrafiłam na
czekoladowe tęczówki przystojnego bruneta, który śledził ją
wzrokiem z chytrym uśmieszkiem, miałam ochotę zetrzeć go z jego
ryja. Ruszyłam w pogoń za przyjaciółką, weszłam do jej
przymierzalni i spojrzałam w jej odbicie. Na pozór była spokojna i
opanowana, ale tak naprawdę była o krok od wybuchu. Nie wiem co
zrobił jej ten chłopak, ale wiem to, iż jej się to nie spodobało.
-Uspokój
się-szepnęłam wprost do jej ucha-To tylko zwykły pojeb, nie
zasługuje na twój gniew, proszę opanuj się...
-Kurwa,
zamknij się
Może
i powinnam się obrazić, ale u niej takie odpowiedzi to normalka.
Nie ma czym się martwić, przyzwyczaiłam się do takich słów, gdy
jest wkurzona nie myśli co powinno paść z jej ust, a co nie.
Cieszę się, że to ja zauważyłam tą sytuacje, a nie Nina, która
zapewne usiadłaby w kącie i zaczęła płakać, ona jest za miękka
za słaba dla Luc, tu trzeba zachować zimną krew. Pięści Laury
zacisnęły się, czyli przymierza się do strzału. Szybka akcja
wystarczyła tylko minuta, a jej dłoń już znalazła się w
lustrze, ręką zalała jej się krwią, a ona sama zasyczała z
nagłego bólu.
-Kurwa
Lucy
Stałam,
stałam i tępo wpatrywałam się w odłamki szkła, z mojej dłoni
nie miłosiernie lała się krew, ale mnie to nie ruszało. Wiele
razy krwawiłam, nawet mocniej niż teraz. Do pomieszczenia wparowała
Anna, kierowniczka sklepu. Zastygła patrząc na całą sytuację, po
czym cicho przeklęła. Rose obawiając się, iż znów wybuchnę
trzymała mnie za ramiona. Wokół
nas zebrała się grupa ludzi, jak zawsze, zaczęli szeptać
„Wróciła?”, „Kiedy?”, „Czego ona tu jeszcze szuka?”.
-Luc-szepnęła
Rose, patrząc w przeciwną stronę-Opanuj się, jest okey...To nic,
spokojnie-mówiła i mówiła, ale ja słyszałam tylko szepty, te
cholerne szepty.
-Zamknąć
się, wszyscy...-wrzasnęłam
Ucichło
wszystko, nawet uspokajając głos Moon, jednak w tle było słychać
muzyczkę, która nie pogardziłaby żadna winda. W uszach czułam
pulsowanie krwi.
-Laura
do mojego gabinetu, już!
Jeszcze
przez chwilę stałam i tępo patrzyłam przed siebie. Otrząsnęłam
się i ruszyłam za nią z dumnie uniesioną głową. Kiedy
znalazłyśmy się już w gabinecie Anny, wskazała mi fotel
naprzeciwko jej biurka i nakazała mi usiąść. Posłusznie siadłam
i wyłączyłam się ze świata, kompletnie nie słuchając co do
mnie mówi.
-Czy
ty w ogóle słuchasz co ja do ciebie mówię?-kiwnęłam głową na
znak, że jej słucham-Tak, więc jak mówiłam takie sytuacje nie
mogą się powtórzyć-kontynuowała, chyba mi wierząc-To, że po
śmierci twojej matki, wychowywałam Cię, nie daje Ci żadnych...
-Skończ,
nigdy więcej nie wspominaj mi o niej-wstałam i wyszłam trzaskając
drzwi.
Moje
przyjaciółki patrzyły się na mnie, Rose ze zrozumieniem, zaś
Nina z niedowierzaniem. Zlałam je i ruszyłam do wyjścia. Następnie
pędząc do Starbucks'a, minęłam się z tymi pojebanymi
czekoladowymi oczami.
***
Noc,
zawsze ją wolałam od dnia, wszędzie ciemno i cicho. Nikt nie widzi
tego co robisz, nawet jeśli słychać wstrząsanie sprejami wszyscy
to ignorują. Właśnie tak, właśnie stoimy z dziewczynami przy
ratuszu i robimy graffiti, to znaczy Nina stoi na czatach, a ja z
Rose malujemy ścianę. Co to będzie? Gigantyczny czerwono czarny
napis „Wróciłam”. Jest przed 3 w nocy, prawie kończymy, z
oddali słychać radiowóz, ktoś zadzwonił i na nas doniósł. Czas
się zmywać, jeszcze ostatnie poprawki i jest pięknie.
-Wiejemy,
jedzcie samochodem, ja odciągnę ich uwagę-rzuciłam Rose kluczyki
i wybiegłam na środek ulicy i zaczęłam biec przed
siebie. Skręciłam w jakąś uliczkę i zerwałam szybkim ruchem kominiarkę z głowy. Wlazłam do jakiegoś starego opuszczonego budynku, kiedy ktoś złapał mnie i przygniótł do muru i zacisnął dłoń przy ustach, bym nie krzyczała...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam wszystkich, po dość długiej przerwie. Oto moje prawie miesięczne wypociny, czyli rozdział pierwszy. Następny postaram się dodać szybciej, gdyż będę miała więcej wolnego czasu. Dziękuje, każdej osobie która czekała, aż coś się pojawi. A szczególnie mojej Lucy, gdyby nie ty, rozdział pewnie byłby jeszcze później. Tak, wiem jest milion błędów, dlatego też poszukuje korektora tekstów. Jednakże mam nadzieje, że podoba wam się ten oto rozdział.
Dziękuje Wiolcia.