sobota, 20 czerwca 2015

[Rozdział Pierwszy]

Rozdział Pierwszy
"Jesteś moim słońcem, moim dopełnieniem, Ciebie tylko Kocham, boś Ty mym pragnieniem, Żyć bez Ciebie już nie mogę, Kochaj me serce, bo ja Kocham twoje"

Wolno zmierzałam na spotkanie z przyjaciółkami, nie miałam ochoty tam iść, wolałabym zamknąć się w pokoju w moim własnym świecie z ulubioną książka. Cicho nuciłam sobie pod nosem ulubioną piosenkę 5 seconds of summer, kiedy uderzyłam o ramie jakiegoś chłopka i upadłam na mój biedny zacny tyłeczek.
-Kurwa uważaj jak łazisz, cwelu-wydarłam się na cały głos, aby mieć pewność że mnie usłyszy, tak wiem jestem wredna.
-Sama uważaj, dziwko...
Zamilkłam i zdziwiona uniosłam głowę do góry, spoglądając na przystojnego, wysokiego bruneta o czekoladowych oczach, które mogłyby mnie zahipnotyzować. Jego czarny t-shirt opinał jego mięśnie brzucha i rąk, a brązowe-czerwone spodnie za kolano podkreślały, jak mniemam jego tyłeczek...O boże o czym ja myślę...Zaśmiał się, szturchając mnie swoimi przerażająco białymi reebokami.
-Co taka zdziwiona jesteś, panienko?-specjalnie dał nacisk na ostatnie słowo, chcąc mnie zdenerwować, niestety jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, jakie będą konsekwencje tego czynu. Podniosłam się i stanęłam z nim twarzą w twarz. Jak by to powiedziałam Rose, face to face.
-Zakładam, że jesteś tutaj nowy, kochanie. Niestety muszę Cię zmartwić, zadzierasz z tymi, z którymi nie powinieneś, nie mądrze...-pokręciłam głową-Radzę Ci czasem opanować złość, bo daleko nie zajdziesz.
Poszłam dalej, jednak poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim ramieniu i już sekundę później byłam przygnieciona przez tego, zjeba psychicznego do murku. Jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej, zbyt blisko. Mogłam dostrzec swoje odbicie w jego oczach, które nie były już hipnotyzujące lecz przerażające.
-Nie mów mi co mam robić i z kim mam nie zadzierać...
Prychnęłam na jego słowa, ale go to chyba bardziej rozzłościło, gdyż sekundę później czułam, iż cegły wbijają mi się w kręgosłup. Mimo tego, że pierwszy raz od ponad 8 lat na poważnie się czegoś przestraszyłam, udawałam obojętność i spokojnie na niego patrzyłam.
-Skończyłeś, chciałabym ruszyć dalej, mam kilka spraw do załatwienia, a niestety mało czasu.
-To jeszcze nie koniec...
Puścił mnie i odszedł. Tak po prostu odwrócił się i odszedł. Zjechałam na dół i zaczęłam głęboko oddychać, próbowałam opanować oddech, lecz to na nic. Minęło dobre 10 minut zanim ruszyłam w dalszą drogę.

***

-Luc-krzyknęła mi do ucha Nina. Słodka, niska blondyneczka o zielonych oczkach. Mała, bezbronna oraz spokojna osóbka. Jej życie jest przepełnione różem i szczęściem. Różnimy się, a mimo to przyjaźnimy. Przyjrzałam się jej dzisiejszemu stroju. Szalony pomarańczowy makijaż, wianek we włosach, białe sandałki, różowy top i szare spodenki. No tak, zawsze ubierała się trochę dziwnie, ale jej to pasuje, może chociaż trochę uchodzić za psychiczną.
-Czego się drzesz, idiotko? Ludzie się gapią...
-Bo dziś jest ten dzień, tak ten wielki dzień
-Zamknij się już, ni wzbudzaj podejrzeń-pokręciłam głową, będzie trzeba ją nauczyć opanować zbędne reakcje na różne bodźce-Okey to co robimy do tego czasu?
-Może jakieś małe zakupy?-uśmiechnęła się Nina
-Wszystko, tylko nie to-wtrąciła się Rose
Młoda pokręciła głową i ruszyła w stronę centrum. Przewróciłam oczami i wraz z Rosi, ruszyłyśmy w pogoń za Nin. Spojrzałam na moją drugą przyjaciółkę, przyglądając jej się bliżej. Wysoka brunetka, umięśniona, szare oczy nie wyrażające nic prócz obojętności, podkreślone mocnym makijażem. Jak zawsze ubrana w czarne spodenki i czerwoną koszulkę na ramiączka. Na nogach, jak zawsze widniały czarne trampki. Jej nadgarstki zdobi milion bransoletek, a palce liczne pierścionki. Jej kolczyk w nosie delikatnie połyskiwał w promieniach słońca.
-Przyglądasz mi się już od ponad 5 minut, mam coś na twarzy czy jak?-spytała Moon, patrząc na mnie z ukosa.
-Kochanie, podziwiam twoją urodę-zaśmiałam się
-Za to trzeba płacić moja droga, nie ma nic za darmo-chytry uśmieszek-Proszę o moje 50 dolarów.
-Że jak?
-Nie denerwuj się, żartuję.
Szturchnęła mnie w ramię, a ja zaczęłam się śmiać jak wariatka.

***

-Czemu zawsze musicie się tak wlec?-spytała Nina, kiedy wreszcie ją dogoniłyśmy.
-Bo zawsze zapierdzielasz jak głupia...
Hill zrobiła naburmuszona minę i znów pognała do przodu. Pokręciłam głową i zaśmiałam się z jej głupoty. Centrum, jest gigantycznym przeszklonym budynkiem. W środku można by się zgubić, dosłownie. Ja kiedyś tak zrobiłam...Ale to szczegół. Nasza przyjaciółka czekała na nas przy głównym wejściu, udając lekko znudzoną.
-Dłużej nie mogłyście?
Zignorowałyśmy ją i ruszyłyśmy za nią do jej ulubionego sklepu [czas na reklamę] czyli H&M, którego właścicielką jest przyjaciółka mojej mamy to ona zajęła się mną po jej śmierci, za co jestem jej bardzo wdzięczna.
-Boże, patrzcie jakie to piękne, ja muszę to mieć-zaczęła piszczeć, obawiam się że ona uzależniła się od tego, trzeba będzie ją oduczyć.
Ucichła i rzuciła się do wejścia, Rosi przewróciła oczami i skierowała się w stronę wieszaków z czarną odzieżą, a ja nie wiedząc co ze sobą począć zaczęłam przeglądać wszystko po kolei, kiedy w oczy wrzucił mi się top. Biały z napisem „Bad Girl”, co doskonale mnie opisywało, do pępka. Od razu zapragnęłam go mieć, przyda się na moją następną imprezę. Kiedy szukałam mojego rozmiaru, usłyszałam ten głos, ten cholerny głos, złapałam ciuch i rzuciłam się w stronę przymierzalni.

Rose

Przeglądałam czarne bluzki, kiedy obok mnie mignęła postać Lucy, która w bardzo szybkim tempie zmierzała do pomieszczeń w których znajdują się przymierzalnie. Zachowanie zupełnie do niej niepodobne, super zdziwiona rozejrzałam się po sklepie w poszukiwaniu czegoś co by ją doprowadziło do takiego stanu, a szczerze mówiąc mało jest takich ludzi bądź rzeczy. Osłupiałam, kiedy natrafiłam na czekoladowe tęczówki przystojnego bruneta, który śledził ją wzrokiem z chytrym uśmieszkiem, miałam ochotę zetrzeć go z jego ryja. Ruszyłam w pogoń za przyjaciółką, weszłam do jej przymierzalni i spojrzałam w jej odbicie. Na pozór była spokojna i opanowana, ale tak naprawdę była o krok od wybuchu. Nie wiem co zrobił jej ten chłopak, ale wiem to, iż jej się to nie spodobało.
-Uspokój się-szepnęłam wprost do jej ucha-To tylko zwykły pojeb, nie zasługuje na twój gniew, proszę opanuj się...
-Kurwa, zamknij się
Może i powinnam się obrazić, ale u niej takie odpowiedzi to normalka. Nie ma czym się martwić, przyzwyczaiłam się do takich słów, gdy jest wkurzona nie myśli co powinno paść z jej ust, a co nie. Cieszę się, że to ja zauważyłam tą sytuacje, a nie Nina, która zapewne usiadłaby w kącie i zaczęła płakać, ona jest za miękka za słaba dla Luc, tu trzeba zachować zimną krew. Pięści Laury zacisnęły się, czyli przymierza się do strzału. Szybka akcja wystarczyła tylko minuta, a jej dłoń już znalazła się w lustrze, ręką zalała jej się krwią, a ona sama zasyczała z nagłego bólu.
-Kurwa

Lucy

Stałam, stałam i tępo wpatrywałam się w odłamki szkła, z mojej dłoni nie miłosiernie lała się krew, ale mnie to nie ruszało. Wiele razy krwawiłam, nawet mocniej niż teraz. Do pomieszczenia wparowała Anna, kierowniczka sklepu. Zastygła patrząc na całą sytuację, po czym cicho przeklęła. Rose obawiając się, iż znów wybuchnę trzymała mnie za ramiona. Wokół nas zebrała się grupa ludzi, jak zawsze, zaczęli szeptać „Wróciła?”, „Kiedy?”, „Czego ona tu jeszcze szuka?”.
-Luc-szepnęła Rose, patrząc w przeciwną stronę-Opanuj się, jest okey...To nic, spokojnie-mówiła i mówiła, ale ja słyszałam tylko szepty, te cholerne szepty.
-Zamknąć się, wszyscy...-wrzasnęłam
Ucichło wszystko, nawet uspokajając głos Moon, jednak w tle było słychać muzyczkę, która nie pogardziłaby żadna winda. W uszach czułam pulsowanie krwi.
-Laura do mojego gabinetu, już!
Jeszcze przez chwilę stałam i tępo patrzyłam przed siebie. Otrząsnęłam się i ruszyłam za nią z dumnie uniesioną głową. Kiedy znalazłyśmy się już w gabinecie Anny, wskazała mi fotel naprzeciwko jej biurka i nakazała mi usiąść. Posłusznie siadłam i wyłączyłam się ze świata, kompletnie nie słuchając co do mnie mówi.
-Czy ty w ogóle słuchasz co ja do ciebie mówię?-kiwnęłam głową na znak, że jej słucham-Tak, więc jak mówiłam takie sytuacje nie mogą się powtórzyć-kontynuowała, chyba mi wierząc-To, że po śmierci twojej matki, wychowywałam Cię, nie daje Ci żadnych...
-Skończ, nigdy więcej nie wspominaj mi o niej-wstałam i wyszłam trzaskając drzwi.
Moje przyjaciółki patrzyły się na mnie, Rose ze zrozumieniem, zaś Nina z niedowierzaniem. Zlałam je i ruszyłam do wyjścia. Następnie pędząc do Starbucks'a, minęłam się z tymi pojebanymi czekoladowymi oczami.

***

Noc, zawsze ją wolałam od dnia, wszędzie ciemno i cicho. Nikt nie widzi tego co robisz, nawet jeśli słychać wstrząsanie sprejami wszyscy to ignorują. Właśnie tak, właśnie stoimy z dziewczynami przy ratuszu i robimy graffiti, to znaczy Nina stoi na czatach, a ja z Rose malujemy ścianę. Co to będzie? Gigantyczny czerwono czarny napis „Wróciłam”. Jest przed 3 w nocy, prawie kończymy, z oddali słychać radiowóz, ktoś zadzwonił i na nas doniósł. Czas się zmywać, jeszcze ostatnie poprawki i jest pięknie.


-Wiejemy, jedzcie samochodem, ja odciągnę ich uwagę-rzuciłam Rose kluczyki i wybiegłam na środek ulicy i zaczęłam biec przed siebie. Skręciłam w jakąś uliczkę i zerwałam szybkim ruchem kominiarkę z głowy. Wlazłam do jakiegoś starego opuszczonego budynku, kiedy ktoś złapał mnie i przygniótł do muru i zacisnął dłoń przy ustach, bym nie krzyczała...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam wszystkich, po dość długiej przerwie. Oto moje prawie miesięczne wypociny, czyli rozdział pierwszy. Następny postaram się dodać szybciej, gdyż będę miała więcej wolnego czasu. Dziękuje, każdej osobie która czekała, aż coś się pojawi. A szczególnie mojej Lucy, gdyby nie ty, rozdział pewnie byłby jeszcze później. Tak, wiem jest milion błędów, dlatego też poszukuje korektora tekstów. Jednakże mam nadzieje, że podoba wam się ten oto rozdział.
Dziękuje Wiolcia.